Black Tears Spiced

Dzisiejszym wpisem chciałbym zakończyć międzyświąteczny wysyp rumów na blogu. Także, a jakże by nie inaczej - piąty w ostatnich tygodniach degustowany rum, drugi typu spiced oraz również drugi w typie określanym jako party rum. Gdzie taki produkt można dostać? A otóż sam do niedawna nie wiedziałem - przedświąteczny wyjazd po zakupy do naszego zachodniego sąsiada przyniósł materiał do dzisiejszego wpisu. Wpierw zwrócił moją uwagę etykietą - szczególnie małą, zieloną naklejką która jest traktowana jako świadectwo pochodzenia rumu - Kuba! Kolejno to piękna, ze złotymi elementami etykieta główna oraz kontra w formie listu-wiadomości z ładnie wykończonymi brzegami. Przekonało mnie to wystarczająco do wydania 16,99 Eur na wcześniej nieznany mi trunek.

ZAPACH: Kawa, kakao, rum, wyraźna melasa. Od razu czuć ze będzie słodko. Można się tu również doszukiwać aromatu tytoniu bądź ziół ale i tak wszystko ostatecznie przykrywa kawa.

SMAK: Na wstępie można wyczuć dwie rzeczy - rum który raczej niewiele dojrzewał przed ostatecznym trafieniem do rozlewu oraz opisane wcześniej przyprawy - w szczególności kawę (w kierunku rozpuszczalnej) oraz kakao. W tle pałętają się rodzynki oraz nuty toffi. Mimo dodatków alkohol rozgrzewa, lekko piecze i towarzyszy nam przez cały czas mimo wysokiej słodyczy tego trunku.

Podsumowując dość niespodziewanie dominuje tu kawa oraz słodycz. To że będzie słodko już dało się wyczuć w momencie zakupu ale kawa jako wspomniana przyprawa była dla mnie sporym zaskoczeniem. Sama słodycz jest dość ciężka, na granicy tzw. zaklejania i lepienia palców do kieliszka :) Niestety nie przykrywa ona zupełnie aromatów alkoholu (również nie pomaga obniżony %) a o to chodzi w tym rodzaju rumu. Z drugiej strony czepiam się, ponieważ ten rum jest dedykowany do drinków oraz dobrej, niezobowiązującej zabawy na co niewątpliwie sie nadaje.

OCENA: 58/100

Co ciekawe, miałem duże zaskoczenie gdy zobaczyłem logo tego rumu w teledysku muzycznym - jako tatuaż tancerki. Marketing nie zna granic :)